Dużo łatwiej ludzi oszukać niż przekonać, że zostali oszukani. Gdy przechodziłem szkolenie na doradcę finansowego, główny myk jaki mieliśmy stosować to... opiszę na przykładzie. Przychodzi klient po kredyt na mieszkanie ma 100k, więc potrzebuję jeszcze 400. Prowizja dla "doradcy" to 0,5% czyli 2k zł. Jednak słysząc o składzie własnym 100k sugeruję inne rozwiązanie. Kredyt na pełne 500k (bo oprocentowanie 4-5%) a te 100k wrzucamy na fundusze inwestycyjne, które dadzą 10-12% rocznie. Czy klienci zadawali pytanie "dlaczego banki wolą oddawać kasę na 5% zamiast inwestować w fundusze na 10%?"? Nie, wchodzili w to jak w masło, bo wykresy pokazujące jak bardzo to się opłaca, przysłaniały zdrowy rozsądek. Dlaczego doradca wsadzał na minę? Bo prowizja od 500k to już 2,5k i dodatkowo 2% od funduszu czyli kolejne 2k. Wystarczył 1 strzał w miesiącu na średnią krajową. Nie muszę chyba przekonywać, że strzałów bylo więcej.
PS. Nie, po ukończeniu szkolenia z wyróżnieniem, nie podjąłem tej pracy, a firma (jakich wiele) dla zatarcia śladów po kilku latach działalności zmieniła nazwę. Podobnie jak inne w branży.